(fot. Z archiwum Gminnego Ośrodka Kultury w Kurowie)
Kurów szykuje się do niezwykłej uroczystości. Po raz pierwszy w historii miasteczka będzie okazja by tak licznie przyjechali tu potomkowie ocalonych z Zagłady i bliscy tych, dzięki którym ocaleni przeżyli. Choć przez 75 lat Kurów zmienił się zupełnie, nadal żyją ludzie, których rodzinne historie i pamięć sięgają strasznego, wojennego czasu.
Kamasznik z Kurowa
– Było to siódmego dnia Paschy, o czwartej po południu. Nasz sztetl został otoczony przez niemieckich SS-manów i polskich folksdojczów. Judenratowi i policji żydowskiej rozkazano, by wszyscy kurowscy Żydzi stawili się na środku rynku. Wszystkie kobiety, ze śmiertelnie bladymi, przerażonymi twarzami, niosąc małe dzieci, zaczęły biec, ciągnęły za sobą tobołki z pościelą i walizki. Jeden folksdojcz podszedł do naszego Meira „Szojcheta” (czyli rzezaka, który dokonywał uboju rytualnego) Zalcmana i odciął mu nożem pół brody, a wraz z nią połowę policzka. Usłyszeliśmy strzał z rewolweru. To 22-letni syn Borucha Zalberga Kaniera upadł na ziemię. Był chory i nie mógł biec. Panowało zamieszanie, dorośli i dzieci krzyczały i piszczały. Słychać było wykrzykiwane modlitwy Szema Israel. Żydzi zostali policzeni. Było ich wszystkich prawie 2000 – wspominał wydarzenia z marca 1942 roku Samuel Chanesman. Kamasznik z Kurowa przeżył dzięki chrześcijańskim sąsiadom i tragiczne sceny opisał w liście do kuzyna, myśląc, że będą podstawą publikacji o zagładzie Żydów kurowskich.
Rodzina Samuela Chanesmana mieszkała blisko budynku polskiej gminy, u państwa Mikulskich i Niemcy nie weszli tam na podwórko. Samuel – jak wspominał - razem z synem Jozefem wymknął się do Antka Kordowskiego i tam leżeli ukryci na strychu.
– Nikt nie zamknął oczu przez całą noc. Każde z nas czuło, że to może być ostatnia noc w naszym życiu.
Dom Kordowskich stał na początku ulicy Kłodzkiej. Fragmenty stoją tam do dziś.
Popękany mur
W tym roku mija 75 lat od tamtych wydarzeń. Od blisko 70 lat na jednym z żydowskich cmentarzy w Nowym Jorku stoi stella, którą tamtejsi Żydzi z Kurowa postawili „ku ukochanej pamięci współbraci, którzy zostali zgładzeni przez niemieckich nazistów 20 kwietnia 1942 roku”.
Nie stella ale podzielony szczelinami mur stanął właśnie w sąsiedztwie żydowskiego cmentarza w Kurowie. To forma upamiętnienia nie tylko 2500 Żydów z Kurowa, którzy zostali zamordowani w czasie niemieckiej okupacji ale także utrwalenie pamięci o tych ludziach, którzy z narażeniem życia ukrywali swoich żydowskich sąsiadów, ratując im życia.
– Dziś żydowski cmentarz, to porośnięty trawą teren i kilka drzew. Nie ma na nim ani jednej macewy, bo większość Niemcy wywieźli używając do utwardzenia drogi do Klementowic – mówi wójt Stanisław Wójcicki.
Drogę na początku lat 40. ubiegłego wieku robili Żydzi przebywający w obozie pracy, jaki hitlerowcy utworzyli w Kurowie. Oprócz macew jako budulca więźniom kazano używać także kamieni pochodzących ze zburzonej we wrześniu 1939 r. synagogi i żydowskich domów.
– W postawionym przez nas fragmencie muru umieściliśmy ocalałe fragmenty macew, które w ten symboliczny sposób tu wróciły. W tym roku przypada 75 rocznica Akcja Reinhardt, myśleliśmy jak upamiętnić ofiary i tych, którzy Żydom pomagali. Najpierw był pomysł, żeby postawić kamień ale kiedy na starych zdjęciach Kurowa zobaczyłem mur, który otaczał kiedyś żydowski cmentarz stwierdziłem, że to musi być właśnie kawałek cmentarnego muru. I tak jest – dodaje wójt Wójcicki.
Słowo biskupa
To ważna chwila dla całego miasteczka, bo bardzo jest mało śladów we współczesnym Kurowie, które by przypominały o jego przedwojennej, żydowskiej historii. Zmienił się układ urbanistyczny, nazwę starej ulicy Bożniczej zastąpiono nazwą Nowa. W miejscu starego cmentarza i bożnicy jest osiedle.
– W kwietniu 2011 roku, w rocznicę wywózki na śmierć kurowskich Żydów w lubelskiej mutacji „Gazety Wyborczej” ukazał się nekrolog, ciekawe, że od anonimowych osób prywatnych, i to raczej tylko pochodzących z Kurowa niż tam zamieszkałych. Podobny nekrolog pojawił się także w następnym roku, w 70-tą rocznicę deportacji. Wzywał mieszkańców Kurowa, by 8 kwietnia, „w Wielką Niedzielę, zwrócili swe oczy i serca ku miejscom, w których [ich] sąsiedzi i ‘starsi bracia w wierze’ (JP II) mieszkali, modlili się i chowali swych zmarłych”. Te tyleż dowody pamięci, co próby przypomnienia o zagładzie Żydów, nie wywołały w Kurowie żadnych zauważalnych skutków, ale nie pozostały niezauważone – pisał w kwartalniku gminy Kurów profesor Antoni Sułek w swoim cyklu „Przeciw niepamięci”.
Narzekając, że Żydzi kurowscy nie zostali publicznie opłakani, a pamięć o nich nie została zaklęta w trwały znak w samym Kurowie.
Tymczasem na anonimowe nekrologi powołał się biskup Mieczysław Cisło, sufragan lubelski, gdy w 2015 roku przyjechał na uroczystość bierzmowania. Udzielanie sakramentu, niespodziewanie poprzedził niezwykłą mową.
– Odczytał jeden z tych nekrologów, a potem zaapelował do Kurowa o upamiętnienie wymordowanych Żydów. Długo mówił, jakie to ważne i chrześcijańskie by pamiętać o Żydach, dzieciach tego samego Boga, sąsiadach z tego samego miasteczka i obywatelach tego samego państwa polskiego – przypomniał profesor dodając, że biskup sprawę upamiętnienia Żydów zostawił z ufnością w rękach miejscowej społeczności, jej włodarzy i pasterzy.
We wtorek, 12 września w południe na cmentarzu w pobliżu ulicy Blich i Puławskiej zbiorą się potomkowie uratowanych z Zagłady dawnych mieszkańców Kurowa, potomkowie, bliscy i krewni bohaterów, którzy ratowali Żydom życie. Lista gości jest długa, bo jedną z wybierających się rodzin tworzy 18 osób. Są też tacy, którzy przylecą do Kurowa z Australii. Popękany mur będzie świadkiem niezwykłego spotkania.
Dla nich i dla nas
– Ratowanie każdego Żyda w czasie okupacji hitlerowskiej było procesem rozciągniętym w czasie, w Lubelskiem na dobre trzy lata. Tyle bowiem upłynęło od wiosny 1941 roku, gdy Niemcy skoncentrowali Żydów w gettach - do lipca 1944 roku, gdy Armia Czerwona oswobodziła tę część kraju i powstała „Polska Lubelska”. Zebrane w okolicach Kurowa opowieści prawie nigdy nie pozwalają opisać całej drogi ocalenia uratowanych Żydów; zwykle znamy tylko niektóre jej odcinki, jedne bardziej, a drugie mniej dokładnie – pisze pochodzący z tych okolic socjolog, profesor Antoni Sułek, który od wielu lat zbiera relacje i wspomnienia. Korzysta z korespondencji sprzed lat, wspomnień, ogląda zdjęcia. Jednym z bohaterów jego tekstów jest cytowany Samuel Chanesman.
Synowie i wnuki piszącego w jidysz przedwojennego kamasznika z Kurowa przyjadą do miasteczka, by wziąć udział we wtorkowych uroczystościach. Przed ceglanym murem spotkają się z potomkami Antoniego Kordowskiego, u którego na strychu spędził straszną noc 1942 roku Chanseman z synem. A ta specjalna gościna u właściciela znanego przedwojennego warsztatu szewskiego była dopiero początkiem.
W 1955 roku w Tel Awiwie ziomkostwo kurowskie w Izraelu wydało „Księgę pamięci” (Yizkor) Żydów Kurowskich. Jest do niej włączona relacja Chansemana. Profesor Sułek przypuszcza, że gdyby nie ona nie pozostałby żaden trwały ślad czynów Antoniego Kordowskiego, który pomagał Samuelowi.
Organizował kryjówki, dostarczał żywność, leki, ciepłe ubranie czy pieniądze. Zwraca też uwagę, że autor wspomnień powołuje się na niemieckie zarządzenia i był świadomy, że za przechowywanie, pomaganie a nawet niepoinformowanie o ukrywających się Żydach niemieckie „prawo” okupacyjne groziło zastrzeleniem na miejscu i spaleniem domu.
– Wiele osób z tej okolicy przepadło w otchłani niepamięci dlatego, że nie znalazł się ktoś taki, kto jak Samuel Chanesman opisał dobro i zło, które uczyniły – uważa socjolog, który jest inicjatorem upamiętnienia kurowskich Żydów i bohaterskich Polaków.
– Dzięki pomocy polskich rodzin z Kurowa i innych miejscowości gminy ocalało kilkudziesięciu Żydów. Dziesięć rodzin otrzymało Medal „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” – wylicza wójt Stanisław Wójcicki.
12 września w Kurowie
O godz. 12 na Cmentarzu Żydowskim rozpocznie się uroczystość odsłonięcia upamiętnienia. W programie przedstawienie historii społeczności żydowskiej miasteczka, modlitwa ekumeniczna, wystąpienia okolicznościowe, występ przygotowany przez młodzież gimnazjalną z Kurowa. Po uroczystości uczestnicy przejdą do Gminnego Ośrodka Kultury gdzie będzie prezentacja krótkometrażowego filmu o Kurowie z 1932 roku oraz poczęstunek.
Kurów 1932
– Kiedy kilka lat temu pierwszy raz zobaczyłam film, byłam zdziwiona, że to Kurów, z którego pochodzę. Nie mogłam roz-poznać ulic i domów. Właściwie tylko kościół, który widać przez chwilę się nie zmienił. Archiwalny film nie opowiada żadnej historii, to spacer z kamerą, próba rejestracji życia miasteczka by zabrać do Ameryki pamiątkę. W tamtych czasach takich filmów powstawało sporo – mówi Wioletta Wejman z Ośrodka Brama Grodzka Teatr NN, która zajmowała się identyfikacją osób występujących na tym 11 minutowym
obrazie.
Amatorski film z 1932 roku nakręcił Robert Weisbord, bo najprawdopodobniej jego teść pochodził z Kurowa. Operator chodzi po ulicach przedwojennego miasteczka ale również portretuje jego mieszkańców. Niektórzy odwracają się i odchodzą, inni ustawiani jak do rodzinnej fotografii reagują, jakby znali osobę, która jest za kamerą lub kogoś jej towarzyszącego. Projekcję przewidziano w Gminnym Ośrodku Kultury po odsłonięciu
upamiętnienia.